OSIRIS - 2008-10-18 01:48:10

Czasami sobie tak lubię, do rodziców bardzo rzadko, bo maja inne problemy na głowie, a moje, w moim mniemaniu są dla nich albo dziwne, albo po prostu dziwne :) Oczywiście interesują się moją osobą, chcą znać moje zdanie na jakiś tam temat, pytają co u mnie, jak mi idzie na studiach i chyba jedno z ważniejszych - czy w końcu kogoś poznałem, ale jak zawsze odpowiadam im to samo (chyba oczekują w końcu jakiejś innej odpowiedzi). Ale nie o tym tu mowa...

Otóż chciałem się podzielić moimi spostrzeżeniami* na temat naszego społeczeństwa, wypracowanego tylko i wyłącznie na moich doświadczeniach, badaniach i obserwacjach :P Wynika to z mojego usposobienia, jak to mądrze określają 'biernego obserwatora', ja bym to nazwał bezczelnym gapiem - choć bierności w tym bardzo dużo. Wole obserwować, niż brać udział, a potem komentować, często w nienależyty sposób, właśnie ten bezczelny, który nie wzbudza zachwytu u ludzi, a wręcz oburzenie, choć intencje są dobre, czasem.

Zacznę od dnia dzisiejszego, który skłonił mnie najbardziej do napisania tego, co za chwile napisze (do tej pory dzieliłem się tym tylko z moim przyjacielem (tak, to słowo najbardziej pasuje do tego człowieka i się tego nie wstydzę, jakkolwiek to brzmi w relacji męsko-męskiej[nie-gejem nie jestem :P]), a najczęściej po wódce pitej z plastikowego kubeczka). Powiedzmy, że dzień dzisiejszy był pierwszym z dni przełomowych w moim życiu - pierwszy dzień przeprowadzki do nowego domu (a w starym mieszkałem od dziecka, ale to inna historia). Wydawać by się mogło, że to w sumie nic nadzwyczajnego, miliony ludzi na świecie migrują w ta i z powrotem, a jednak... Nie dość, ze to głębokie przeżycie dla mnie (choć ja się z tym oswoiłem, i tak więcej mnie w domu nie ma niż jestem), to chyba największe dla sąsiadów (których ja nigdy nie miałem** - dziwne kurwa nie - a jednak możliwe, mieszkając w małej mieścince turystycznej, ale nie na odludziu - do centrum miałem 3 min piechotą). Może to moje dzisiejsze zdziwienie dot. zachowania tych ludzi, wynika właśnie z w/w sytuacji... Ludzie myślący w życiu raczej przyjmują zasadę imperatywu kategorycznego (w skrócie - zachowuj się wobec drugiego tak, jak i Ty chciałbyś być traktowany), jednak niewiele ma ona wspólnego z życiem. Chciałoby się odczuć jakieś żywne zainteresowanie, tego nowego otoczenia, wobec nowej sytuacji, która ich zastaje o godzinie 11 i trwa do wieczora. Innych zastaje po powrocie z pracy, ze sklepu czy spaceru. Patrzą, a niedaleko ich domu stoi inny samochód przy bramie i 2 kolesi kręcących się po okolicy (bardzo spokojnej), raczej nie wyrażają zainteresowania, bardziej jakieś oburzenie, epitetów Polaka już nie będę przytaczał. Po południu następuje punkt kulminacyjny, kiedy to piękny żółty STAR epoki gierkowskiej zajeżdża pod ową bramę i na podjazd od garażu wywala nagle tonę, możne kilka drewna (wiecie, zachcianka rodziców, którzy chcą spędzać romantyczne chłodne wieczory przy kominku, kosztem biednego synka, który miesiąc temu piłował i rąbał to drewno :) ale należny im się ). Życie sąsiadów nagle przewala się do góry nogami, spokojna uliczka na chwile, bo czym jest kilka godzin, zamienia się dla nich w piekiełko - dźwięk maszyny, rumor spadającego drewna obijającego się o kostkę i walenie drewna o taczkę dają się we znaki. Czar amerykańskiego filmu/sen*** o pięknych powitaniach nowego sąsiada pryska. Nie jesteś oczekiwaną osobą, a bardziej intruzem. Godzina 17, powoli się ściemnia, lecz na dworze jeszcze dostatecznie jasno by cieszyć się dniem. Sąsiad obok, raczej zażenowany obecna sytuacją zaczyna się bunkrować w swoich 4 ścianach - spuszcza wszystkie rolety w oknach, te wewnętrzne i zewnętrzne, zamyka się, oczekuje większej intymności, niż sama izolacja w budynku.

Jesteśmy społeczeństwem zaściankowym, nieotwartym na nowe sytuacje i możliwości (wiecie, że tylko 22% polaków w wieku 20 lat, wie o możliwości płacenia rachunków przez internet?), niepewni i zawsze narzekamy. Z czego to wynika? Komunizm? Można się kłócić, tyle ze co on ma wspólnego z dzisiejsza młodzieżą? Studia - 1 rok, grupka ludzi, których łączy jeden cel - zdobycie wiedzy, papieru, który coś tam będzie w przyszłości oznaczał. Niezręczne sytuacje, niepewność, brak komunikacji? Dogrywać się coś zaczyna dopiero po miesiącu...Rok 2 - podział na specjalność, cześć starej grupy, cześć nowych ludzi. Sytuacja podobna - toksyczna atmosfera. Ludzie są spięci niewiedzieć czemu, tworzą sie grupy te potężne 3-4 osobowe - wyizolowane oraz te znikome jak moja 2 osobowa, z gościem, który ma tak samo jak ja na większość spraw, po prostu kolokwialnie mówiąc 'wyjebane'. Juz jest weselej, czasem ktoś podejdzie, cześć cześć, co tam słychać (jedno z najgorszych, możliwych zdań jakie człowiek może wypowiedzieć, by zagadać, ale jednak od czegoś zacząć trzeba). Większość po zajęciach pręży się i wygina, by jak najszybciej spadać gdzieś. Uciekają, by nie wymienić z kimś przypadkowego zdania, spojrzenia? Gotować, prac, sprzątać? Też w sumie tak robię, bardziej jednak wynika to z tego, że nie mam z kim porozmawiać, prócz tego jednego kolegi, nie da się zaprzeczyć, że też mógłbym coś zrobić w tym kierunku, tyle, ze jakoś nie mam motywacji jak na nich patrze, zresztą ja tylko obserwuje...wiec siedzę sobie często sam, dużo czytam, dużo oglądam. Problem w tym taki, ze nie mam się czesto z kim podzielić zdaniem na temat filmu, księgi czy muzyki. Ale wracając dalej do społeczeństwa. Nie macie czasem wrażenia, że to odosobnienie, chęć posiadania własnej przestrzeni, intymności, rozrosło się do ogromnych granic? Samo powiedzenie dzień dobry, stwarza problem, jakieś zakłopotanie dla wypowiadającego ten banalny komunikat, jak i dla samego odbiorcy. W moim odczuciu wszystkie nowinki techniczne w okazały sposób ograniczają człowieka. Sam głupi odtwarzacz mp3 powoduje barierę nie do przebicia dla drugiego człowieka, PSP, laptop na kolanach, przenośne DVD itp. Zauważyliście jakie jest rozmieszczenie siedzeń w środkach komunikacji (może i przesadzam teraz), jest nastawione na swoja przestrzeń, jedyne co widzisz, to albo widok z okna, albo plecy innego człowieka...
Tzw. spontany? Ile ich mieliście? Czy było ostatnio tak, ze przechodziliście koło kumpla i wpadliście do niego na jakiś czas niezaproszeni? Z dnia na dzień gdzieś pojechaliście? Wszędzie się trzeba umawiać, ale dzięki telefonowi czy gadu, jest nam znacznie łatwiej!!

Z powrotu z Warszawy, wbiło mi się w pamięć jedno zdarzenie z McDonalda, jako ze tam nie chodzę to może i był to mały szok. Jem sobie wieczorem we Wrocławiu już z w/w przyjacielem tortille po meczącym dniu, nagle podbijają laski i wręcz błagają o paragon, by skorzystać z TOALETY! Płac/paragon aby załatwić podstawową potrzebę, albo wypierdalaj...
Nie mówię o szaletach miejskich płatnych, ładnie jest to załatwione np. w Belgii - coś na styl Allo,Allo :)

Styl bycia, zycia, ubierania sie etc. - tu w sumie nasuwa mi się jedna sytuacja z mojego życia, która wbrew pozorom jest dość uniwersalna. Włosy :P Całe życie wpajano mi - chłopak krótkie włosy i już. Jakos nie czułem sie w nich zbyt dobrze, ale ok. Pewnego pięknego dnia postanowiłem je zapuścić, jeszcze nie widzialnym na jaka długość, 'sprzeciw' babci wobec już istniejącej sytuacji był dosc stanowczy, mama podobnie myślenie, ale synkowi trzeba to przekazać w delikatniejszy sposób, a ojciec, za co go wielbię, bo ma podobny tok myślenia - rób, aby tobie było dobrze. Siostra olała jak to zwykle. Wiec zrobiłem jak chciałem. Otoczenie, przyjęło to tez raczej nieprzychylnie: "co Ty robisz" i takie tam inne, nawet sygnały gejozy sie pojawiały. Urosły jakie chcialem (no może nie do końca, bo musze z nimi walczyc, ale generalnie jestem obrzydliwie zadowolony). Wniosek i przesłanie z tego takie (taka pointa, prawie na koniec). Bądźcie kim chcecie, róbcie z sobą co chcecie, jeśli będziecie z tego zajebiście, ale zajebiście zadowoleni, warto. Zauważyłem, ze na początku może i jestes obiektem zainteresowania, nawet niech sie smieja, ale przyzwyczają sie, będzie to juz normalnością, a Ty będziesz sobą w dłuższych włosach :)


Opowiem Wam, już na dobranoc, dość zabawną historyjkę z windy (ooo winda, ulubione miejsce spotkań Polaków****).
Wchodzimy do windy w Warszawie, w środku 2 babcie, wbijamy se w 3. Jako, ze zostaliśmy dobrze wychowani, każdy z nas "Dzień Dobry". Juz jest jakiś sygnał, ze można się odezwać. Babcia, mówi:
- chodz chłopcze, bo Cie przytrzaśnie
- nie nie, nic sie nie stanie
- Kiedyś widziałam taka sytuacje...
- pomieścimy się, wszystko będzie dobrze
- a jakby?
I w tym momencie druga babcia - to by go rozebrało :)


Warto wspomnieć o moim najdziwniejszym sekrecie w świecie :P:P Nie oglądałem Eurotrip'a i nie znam bohaterów American Pie, chyba powinienem sie wstydzić przed całym naszym społeczeństwem i kulturą...toż motywy z tych filmów sie przewijają w moim życiu, przy każdej rozmowie nt. filmów. Może to ja jestem dziwny...

Zapomniałbym - nie jest to pierdolenie smutnego i zagubionego dzieciaka...ja jestem szczęśliwy i zadowolony ze swojego życia, natomiast boli mnie kilka rzeczy, które mnie otaczają. Dzieki ich zmianie możliwe, ze byłbym jeszcze bardziej zadowolony i uśmiechnięty niż jestem :) Tyle, ze mentalności nie da sie zmienic od tak. Pieknie to napisał Coetzee w ksiedze pt. "Hańba": Czaszka, a zaraz po niej temperament: dwie najtwardsze częsci ciała.


Moze jeszcze cos mi do łba strzeli, bo juz poźno troche...

-------------------------------------------------------------------------------

* mogą być one wynikiem mojego sielskiego życia w małej mieścinie
** Wiecie jaki to Kurwa komfort wyjść w samych pantalonach do ogródka i poczuć poranny zapach wiosny??
*** wyobrażenie niedoścignionego wzoru, czegoś co i tak by nie nastąpiło
**** w Hiszpanii panuje zwyczaj, ze wsiadając do windy, masz niejako obowiązek rozmowy z drugą osobą - jest to tam normalnością


Edytka: ciekawe, kto przebrnie...

www.pixelarts.pun.pl www.cs-neo.pun.pl www.hob.pun.pl www.blogomania.pun.pl www.techpoland.pun.pl